Po kilku godzinach od ostatnich wydarzeń, znów miejsce akcji rozgrywa się na boisku...
Drużyna Liceum Raimona biegała właśnie wokół boiska. Było pogodnie, na niebie widać było zaledwie kilka chmur i nie zanosiło się na żadne, nagłe opady śniegu. Silvia przypatrywała się chłopcom z lekkim uśmiechem na ustach. Była ciekawa, co pokażą, podczas następnego sprawdzianu umiejętności.
Na boisko wkroczył trener Hibiki i przywołał do siebie zawodników, którzy natychmiast do niego podbiegli.
- Tak jak zapowiedziałem, teraz sprawdzę umiejętności pozostałej części drużyny. Na początek, niech przed szereg wystąpią obrońcy.
Jack, Nathan, Vector i Sharus stanęli przed trenerem. Mężczyzna skinął głową, po czym odesłał chłopców na prawą stronę boiska.
- Dobrze. Teraz niech wyjdą pomocnicy.
Z szeregu wystąpili Jude, Mikael i Zicco. Trener ponownie skinął głową i odesłał całą trójkę na lewą stronę boiska. Kiedy już wszyscy byli na swoich miejscach powiedział:
- Zasady są proste. Pomocnicy, mają za zadanie przedostać się pod bramkę, natomiast obrońcy, mają ich zatrzymać. Czy to jasne!?
- Tak trenerze! - wykrzyknęło siedem zgodnych głosów.
- A więc zaczynamy! - krzyknął trener, po czym podał Judeowi piłkę i rozpoczęła się gra.
Jude ruszył naprzód, w kierunku bramki. Biegł kawałek, po czym podał piłkę Mikaelowi, na drodze którego niemal natychmiast pojawił się Nathan.
- Ogniste oślepienie! - wykrzyknął czerwono włosy.
W Nathana uderzył promień gorącego, jaskrawego światła. Chłopak zamknął oczy i w tej samej chwili, Mikael szybko wyminął przeciwnika i pobiegł w kierunku bramki. Szybko jednak na drodze stanął mi Sharus, który wykonał technikę Lodowego buta i odebrał przyjacielowi piłkę. Chwilę potem, została ona mu jednak odebrana przez Zicco, który wykorzystał swoją technikę Świetlistego przejęcia i pobiegł na bramkę. Jadnak i jemu nie dane było dotrzeć do celu. Na drodze chłopaka stanął bowiem Vector i ze zmrużonymi oczami pobiegł na wprost Zicco.
- Cienisty przechwyt! - wykrzyknął fioletowowłosy i po chwili, jego cień się wydłużył i przechwycił piłkę od przeciwnika.
Chłopcy grali tak przez dłuższy czas, a trener z uwagą przyglądał się technikom zawodników. W końcu, po ponad godzinie gry, kazał chłopcom skończyć zajęcia i odesłał ich do pokoi. Chciał, by wyspali się przed kolejnym dniem ciężkiego treningu...
***
Następnego dnia, wczesnym rankiem...
Pierwsze, niewyraźnie jeszcze promienie słońca, oświetlały biały
puch porywający boisko i gmach szkoły, próbując przebić się przez zasłonięte firankami
okna, w pokojach smacznie śpiących
jeszcze piłkarzy. Ale nie wszyscy spali.
Pewien białowłosy chłopak leżał na łóżku z założonymi za głową rękami i
wpatrywał się w sufit, słuchając przy tym cichego pochrapywania przyjaciół. Kiedy
zobaczył promyki słonecznego światła, wstał i najciszej jak tylko umiał, ubrał
się, umył i wyszedł z pokoju. Przemierzał powoli korytarze w niemal całkowitej
ciszy, po czym dotarł do drzwi i wyszedł na dwór. Wiatr dął nieubłaganie niosąc ze sobą przenikliwy
chłód. Axel mocniej opatulił się swoją kurtką i po chwili, ruszył szybkim krokiem
przed siebie. Zszedł po schodach prowadzących na boisko i rozegrała się wokół.
Mimo przenikliwego chłodu, który mu doskwierał, na jego twarzy pojawił się
delikatny uśmiech. Patrząc na przedzierające się przez gąszcz drzew słońce, żałował
iż Julia nie może tego zobaczyć. Westchnął przeciągle, po czym nabrał świeżego,
mroźnego powietrza głęboko w płuca. Stał tak przez chwilę, z przymrużonymi oczami
i twarzą skierowaną ku wschodzącemu słońcu. W końcu jednak mróz dał mu się we
znaki, więc odwrócił się na pięcie i ruszył przespacerować się wokół szkoły, by
się rozgrzać. Nim jednak zdążył postąpić chociaż krok, poczuł delikatne, ledwo wyczuwalne
wibracje w kieszeni kurtki. Sięgnął ręką po telefon, nacisnął zieloną słuchawkę
i odezwał się.
- Tak?
- Cześć braciszku! – dobiegł Axela znajomy głos, a na jego twarzy
mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Cześć Julio – powiedział miękkim tonem, uśmiechając się do
słuchawki – Nie powinnaś jeszcze spać?
- Wymusiłam na Niani, żeby mnie obudziła. Później masz trening, więc zapewne byś nie
odebrał. Chyba cię nie obudziłam,
prawda? – zapytała niepewnie.
- Nie martw się Julio. Nie śpię już.
- Och... To dobrze –
powiedziała z ulgą w głosie.
- Jak tam w szkole? – zapytał dziewczynkę białowłosy.
-Ach braciszku...
Znalazłam swoje powołanie!
- Naprawdę? – zapytał Axel z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Julia co tydzień znajdowała sobie nowe powołanie. – Co tym razem?
- Zostanę tancerką braciszku! – wykrzyknęła podekscytowana
Julia. – Wczoraj były u nas
tancerki. Były takie piękne. Też chcę taką być.
- W takim razie tata powinien Cię zapisać na zajęcia
taneczne – stwierdził Axel, wciąż z uśmiechem malejącym się na twarzy.
- Ależ tak! Porozmawiam z nim dzisiaj o tym – stwierdziła podekscytowana
dziewczynka. Chciała chyba coś jeszcze
dodać, gdy nagle w tle, rozległ się łagodny głos, po którym nastąpiło niezadowolone
westchnienie Juli, która po chwili odezwała się ponownie w słuchawce – Wybacz braciszku,
ale muszę kończyć bo Niania woła mnie na śniadanie.
- W takim razie idź, najedź się i bądź grzeczna w szkole.
- Dobrze – odpowiedziała wesoło Julia. – Powodzenia w
treningach braciszku.
Po tych słowach rozłączyła się i Axel schował telefon
powrotem w kieszeni kurtki, po czym postanowił dokończyć spacer i wrócić do pokoju,
by obudzić kolegów. Przez kilka minut wędrował
w ciszy, gdy nagle do jego uszu dobiegł specyficzny dźwięk. Ze zmrużonymi ze zdziwienia oczami, ruszył w
odpowiednim kierunku i już po chwili znalazł się koło toru do jazdy na
snowboardzie, gdzie dostrzegł ślizgającego się po śniegu Fubukiego. Patrzył na wyczyny przyjaciela do chwili, gdy
ten go nie zauważył. Po kilku minutach,
Fubuki dołączył do Axela, zdjął sprzęt z nóg i zapytał:
- Idziemy na śniadanie?
- Chyba najwyższa pora – stwierdził białowłosy, po czym
ruszyli w kierunku wejścia do szkoły.
Nie minęła dłuższa chwila, a chłopcy doszli do gmachu i
skierowali swe kroki ku jadalni. Byli
tam już wszyscy piłkarze Liceum Raimona, zajadając ze smakiem śniadanie.
- Nareszcie! - wykrzyknął Mark na ich widok, za co oberwał od Nelly ścierką.
- Nie mówi się z pełnymi ustami - skarciła go.
Chłopak szybko przełknął kęs kanapki i zapytał:
- Gdzie byliście?
- Jeździłem na desce - odparł Fubuki siadając przy stole - I akurat zobaczyłem Axela.
- A ty co tam robiłeś? - zapytał zaciekawiony bramkarz.
- Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? - zapytał z uśmiechem białowłosy.
- To moja praca jako kapitana - stwierdził Evans uśmiechając się radośnie.
- Mark! - dobiegł chłopaka głos trenera.
- Tak? - zapytał nastolatek wychylając się od stołu by spojrzeć na Hibikiego.
- Przestań wreszcie gadać i jedz. Po śniadaniu czeka nas ciężki trening, więc lepiej żebyś spożytkował swoją energię na boisku.
- Dobrze - odpowiedział chłopiec, ponownie zabierając się do pałaszowania śniadania...
***
- Nareszcie! - wykrzyknął Mark na ich widok, za co oberwał od Nelly ścierką.
- Nie mówi się z pełnymi ustami - skarciła go.
Chłopak szybko przełknął kęs kanapki i zapytał:
- Gdzie byliście?
- Jeździłem na desce - odparł Fubuki siadając przy stole - I akurat zobaczyłem Axela.
- A ty co tam robiłeś? - zapytał zaciekawiony bramkarz.
- Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? - zapytał z uśmiechem białowłosy.
- To moja praca jako kapitana - stwierdził Evans uśmiechając się radośnie.
- Mark! - dobiegł chłopaka głos trenera.
- Tak? - zapytał nastolatek wychylając się od stołu by spojrzeć na Hibikiego.
- Przestań wreszcie gadać i jedz. Po śniadaniu czeka nas ciężki trening, więc lepiej żebyś spożytkował swoją energię na boisku.
- Dobrze - odpowiedział chłopiec, ponownie zabierając się do pałaszowania śniadania...
***
Godzinę później koło boiska szkolnego...
Drużyna Raimona wyszła ze szkoły i udała się na wolną polanę
niedaleko boiska. Wszyscy szli rozmawiając
z przejęciem o nadchodzącym treningu. Szczególnie, że nie był to zwykły trening. Mieli przejść, pod okiem trenera Hilmana
specjalne szkolenie.
Vector szedł na końcu spokojnym krokiem, gdy nagle usłyszał
przed sobą zaskoczone jęknięcia pozostałych członków drużyny. Nie zmieniając
kroku, podszedł do nich i zmarszczył zdziwiony brwi. Przed nim, na polance, znajdowało się lodowe
boisko.
- Niesamowite! – wykrzyknął podekscytowany Mark, a
fioletowowłosy tylko spojrzał na niego zdumiony.
Nadal nie rozumiał tego chłopaka. Wszystko go cieszyło,
ciągle się uśmiechał i był ciekaw, każdego nowego zadania, jakie zostało mu
postawione na drodze. Był całkowitym przeciwieństwem Vectora, który twardo
stąpał po ziemi i patrzył na życie z perspektywy raczej realistycznej niż optymistycznej.
- Po co tu przyszliśmy trenerze? – zapytał Dragonfly.
- W celu treningu – odparł mężczyzna, po czym wskazał na
lodowisko i powiedział – Waszym dzisiejszym zadaniem będzie gra na lodzie.
- Co?! – wszyscy wykrzyknęli ze zdumieniem.
Fioletowowłosy spojrzał na Hillmana z niedowierzaniem chcąc
się upewnić, że trener sobie z nich nie żartuje. Jednak mina mężczyzny
uświadomiła chłopakowi iż się nie przesłyszał. Widząc, że nikt się nie rusza,
podszedł do tafli lodu i ostrożnie postawił na niej jedną nogę, a po chwili zawahania
dostawał do niej drugą stopę. Spróbował przesunąć się o krok dalej, zachwiał
się niebezpiecznie i upadł na lód z ogłoszeń niezadowolenia. Nie lubił lodu. Nie miał na nim przyczepności. Wołał grać na
ziemi, czy trawię... One dawały chociaż oparcie
i Vector mógł się czuć swobodnie. Sprawa inaczej miała się z lodowiskiem. Tutaj
łatwo było się przewrócić, brakowało oparcia i tego poczucia stabilności. Chłopak
przejechał ręką po lodowej powierzchni i westchną.
- To nie będzie łatwy
trening.
Nagle na lodowisko wbiegły dwie postacie. Vector spojrzał na
nie mrużąc oczy. Jedną z tych postaci miała czerwone włosy i tatuaż na szyi. To musiał być Mikael. A ten białowłosy obok niego, to z pewnością
Sharus. Wbiegli na lód i zaczęli się ze ślizgać. Nie minęło nawet 10 sekund, a obaj już leżeli
na zimnej nawierzchni.
Vector spojrzał na nich zdumiony, przekrzywiając lekko głowę.
- Para wariatów - pomyślał, po czym spróbował wstać, jednak
nie za bardzo mu to wychodziło, gdyż ciągle wracał do pozycji wyjściowej.
Słysząc niezadowolony jęki pozostałych członków drużyny,
domyślił się, iż oni również mieli problemy z utrzymaniem równowagi na lodzie.
- A... a...
aaaa... Ratunku – rozległ się
nagły wrzask.
Vector odwrócił się w odpowiednim kierunku i zobaczył
kapitana, który próbował utrzymać się na nogach. Jack spróbował podejść do Evansa
i go przytrzymać. Efekt był jednak całkowicie różny od zamierzonego. Zamiast
pomóc tylko zaszkodził. Wpadł na Marka i
obaj przewrócili się na lód.
- Au... – jękną
kapitan spod Wallsida.
- Wybacz Mark – powiedział przepraszająco Jack przywracając
się na plecy i tym samym uwalniając spod siebie Evansa.
Nagle, tuż przed Vectorem pojawił się Dakota.
- Pomóc? – zapytał wyciągając rękę ku zawodnikowi leżącej na
lodowej tafli.
Fioletowowłosy spojrzał zdumiony na Indianina, który stał bez
przywracania się na śliskiej powierzchni.
Zazgrzytał zębami niezadowolony.
- Dlaczego on może stać
na tym lodzie, a ja nie?
Na głos powiedział jednak tylko:
- Nie dzięki. Poradzę
sobie.
Dakota wzruszył ramionami, po czym chwiejnie ruszył przed
siebie. Niezadowolony Vector, śledził wzrokiem niezdarne ruchy napastnika.
- Tak nie może być - stwierdził - Skoro on może chodzić po lodzie, to i
mnie się to uda.
Położył ręce na lodzie, podpadł się na nich i ostrożnie
postawił obie nogi na śliskiej powierzchni. Powoli się wyprostował. Po chwili
stał już na nogach. Chwiejąc się co
prawda, ale jednak stał. A to już było coś.
Vector rozejrzał się wokół. Oprócz niego i Dakoty, na lodowisku stali tylko Axel i Jude. Cała reszta
siedziała, bądź leżała, na gładkiej tafli zamarzniętej wody. Fioletowowłosy
spojrzał pod nogi i postanowił spróbować przejść parę metrów. Zrobił niepewny
krok, a po nim drugi. Nogi lekko mu się
trzęsły i lekko dygotały. Rozejrzał się. Żaden z czterech stojących zawodników nie radził sobie lepiej. Choć Axelowi szło chyba najlepiej. Kroki
robił niewielkie, ale się nie ślizgał. Kolana mu nie drżały, ale sylwetkę miał nieco pochyloną do przodu. Vector widząc to, poszedł w ślady napastnika
i zauważył iż tak faktycznie, łatwiej jest się poruszać.
Nagle z boku dobiegł chłopaka radosny śmiech. Odwrócił się spokojnie, pewniej już stojąc na
nogach i spojrzał na krzyczącego nastolatka. Białe włosy z niebieskimi
pasemkami, lekko rozwinęła mu wiary. Chłopak miał lekko zgięte nogi i biegł po lodzie. A właściwie, to bardziej się po nim ślizgał. Śmiejąc się radośnie, zrobił ostry zwrot, podpierając
się przy tym na jednej ręce. Vector patrzył na to z rosnącym zdumieniem, ale
jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przyglądał się Sharusowi, zastanawiając
się przy tym jak chłopak jest w stanie tak swobodnie się ślizgać, gdy nagle
przypomniał sobie, że specjalnością białowłosego jest woda, a poza tym również lód.
Wszystko stało się jasne. Jak widać Sharus miał po prostu dryg do poruszania
się po lodzie. Choć na początku się wywalił. Ale to może dlatego, że był z Mikaelem, więc
po prostu się wygłupiał...
***
Kilkanaście minut później...
Wszyscy już stali na lodzie i każdy już się zorientował, jak
bezpiecznie należy się po nim poruszać. Oczywiście nie brakowało wywołania
koziołków, co zawsze kończyło się twardym lądowaniem na tyłku. Oczywiście, za
większość upadków odpowiadał Mark, który jakoś nie potrafił opanować jakże trudnej
sztuki, poruszania się na ślizgawce. Jude patrzył na przyjaciela z troską. Jak
nie opanuje poruszania się po lodzie, to przy którymś upadku jeszcze zrobi
sobie krzywdę.
- O co chodzi? – zapytał strategia ace napastnik,który
właśnie do niego dotarł.
Jude jeszcze przez chwilę patrzył na kapitana, w końcu jednak
spojrzał na Axela.
- To nic takiego – stwierdził – Choć. Pora rozpocząć
trening.
Więc zaczęli trening. Choć można by to nazwać jedną wielką
porażką. Zawodnicy mieli problem z bieganiem, a co dopiero mówić o prowadzeniu piłki.
Jedynym, który nie miał z tym większego problemu był Sharus. Jednak nawet jemu
zdarzały się nieliczne potknięcia.
Jude obserwował wszystkich ze środka boiska. Axel i Dakota
próbowali strzelić na bramkę, jednak ich strzały miały bardzo mało mocy i nie rzadko
chybiały celu.
Pomocnicy i obrońcy nie byli lepsi. Próbowali wymieniać się podaniami.
Piłka jednak rzadko sięgała celu, a bardzo często, któryś z zawodników lądował
na lodzie.
Mark jak na razie wciąż uczył się stać i chodzić bez
przewracania. Jude widział jego postępy.
Były co prawda niewielkie, ale to zawsze było coś. Niedługo chłopak powinien to opanować.
W końcu Sharp przestał obserwować pojedynczych zawodników i
skupił swój wzrok na Sharusie, który najpewniej poruszał się po lodowej tafli. Obserwował
jego kroki przez dłuższy czas i w pewnym momencie dostrzegł zasadę poruszania
się po lodzie. Uśmiechnął się lekko i powiedział pod nosem:
- A więc o to chodzi.
Ruszył do Axela i Dakoty krokiem, który podpatrzył u białowłosego
obrońcy. Tuż przed wpadnięciem na zawodników, zgiął mocno kolana. Przysiadł na
tylnej nodze a przednią wyprostował, by wyhamowała jego pęd. Zatrzymał się tuż
obok zawodników.
- Jak to zrobiłeś? – zapytał zdumiony Axel.
- Myślałem, że aby odpowiednio się poruszać, należy poruszać
się powoli i ostrożnie. Ale prawda jest
taka, że trzeba zrobić zupełnie na odwrót. Jeśli się rozpędzicie, nie
przewrócicie się bo nie będzie jak.
- Ale co z hamowaniem? I nagłymi zwrotami? – zapytał Dakota.
- Sharus poddał mi pomysł.
Do tego potrzebujemy rąk i pracy całego ciała. Jeśli to opanujemy,
będziemy w stanie poradzić sobie z poruszaniem się po lodzie.
- A co z prowadzeniem piłki?
- Raczej mało prawdopodobne, by udało nam się dobrze kiwać,
więc będziemy się musieli zdać na wymijanie z dużą prędkością. Wtedy może nam
się udać.
- Wtedy strzelać będzie najlepiej z powietrza po
podaniu. W ten sposób będziemy oddawać strzały
dokładniej i z większą siłą niż na lodzie. – zdał sobie nagle prawdę Axel.
- Dokładnie – potwierdził Jude z uśmiechem na ustach.
- Naprawdę jesteś świetnym strategiem – stwierdził Dakota.
Po chwili wszyscy trzej udali się w kierunku pozostałych zawodników.
Jude wyjaśnił swój plan i wszyscy zgodzili się na jego pomysł. Rozpoczęli grę,
której przebiegowi dokładnie przyglądał się Sharp. Początkowo, każdy miał
problem z kontrolowaniem piłki, jednak po pół godzinie zaczęło im to coraz
lepiej wychodzić. W dalszym ciągu nie było perfekcyjnie, ale wszyscy robili ogromne
postępy. Wszyscy, poza jedną osobą.
Z pod bramki, co chwilę dobiegały graczy głuche łupnięcia i niezadowolone
pomruki. To Mark wydawał z siebie te dźwięki, za każdym razem, gdy próbował
złapać piłkę. Jude patrzył na przyjaciela z niemocą. Nie wiedział, jak mógłby
mu pomóc. Bramkarz nie miał możliwości rozpędzenia się. Musiał stać w miejscu czekając na piłkę. A
lód uniemożliwiał odpowiednie wybicie. W konsekwencji, za każdym razem, gdy
piłka leciała poza zasięgiem rąk Evansa, ten lądował na śliskiej powierzchni.
Za każdym razem gdy wstawał, jego ręce trzęsły się coraz bardziej. Nic
dziwnego. Niemal za każdym razem, lądował na lodzie barkiem bądź ramieniem. W
takim tępi niedługo przestanie nimi w ogóle ruszać.
Po kolejnym upadku, do Juda podeszli Axel i Nathan.
- Czy nie powinniśmy czegoś z tym zrobić? – zapytał
zaniepokojony niebieskowłosy – Jeśli dalej będzie tak trenował, zrobi sobie krzywdę.
Przerwijmy to.
- Nie – zaprzeczył natychmiast Blaze, a przyjaciele
obdarzyli to zdumionymi spojrzeniami. – Nie widzicie? Nie pozwoli sobie
przerwać. Jest pewien, że w końcu mu się uda. Nic nie zdziałamy odwodząc go od treningu.
Nathan i Jude wpatrywali się jeszcze przez chwilę ze
zdziwieniem w Axela, po czym przenieśli spojrzenie na kapitana, który ponownie
uderzył barkiem o ziemię, wydając przy
tym z siebie głuchy jęk.
- Wszystko ok, Mark?! – krzyknął zaniepokojony Dakota.
Evans powoli uniósł się na kolanach. Podpierając się
niepewnie na drżących rękach, stanął ostrożnie i krzyknął:
- Dawaj!
Dakota w zdumieniu wpatrywał się w niezmordowanego
bramkarza, który wstawał po każdym kolejnym upadku. Zresztą nie tylko on. Cała drużyna
przypatrywała się Markowi w niemym zdziwieniu. Wszyscy obserwowali jego
zmagania z samym sobą. Mikael zastanawiał się, skąd bramkarz miał tyle samozaparcia.
Wystarczająco, by próbować do skutku, mimo setek nieudanych prób.
- To jest chłopak,
który przewodził Inazumie Japan w światowych mistrzostwach gry w piłkę nożną. Nic
dziwnego że ma tyle uporu. Bez niego, nigdy nie doprowadziłoby swojej drużyny
aż tak daleko – pomyślał z uśmiechem na ustach.
- W takim razie co mamy zrobić? – zapytał Nathan.
- Pomóżmy mu. Może z naszą
pomocą łatwiej sobie z tym poradzi.
- Dobra – stwierdził Axel lekko skinąwszy głową.
We trzech ruszyli w kierunku bramki, by najlepiej jak mogą, pomóc
przyjacielowi...
***
Poza boiskiem...
Trener Hillman przyglądał się z uwagą treningową swoich
podopiecznych. Obserwował uważnie Juda, zastanawiając się, czy chłopak rozwiąże
problem poruszania się lodzie. Kiedy Sharp ruszył pędem do Axela i Dakoty,
trener uśmiechnął się do siebie.
- Więc i na to
wpadłeś, co Jude? Naprawdę zasługujesz na miano „Strategicznego geniusza”.
Opiekun w dalszym ciągu obserwował postępy swoich
podopiecznych. Szczególną uwagę poświęcał Markowi, który, choć próbował, nie
był w stanie zatrzymać ani jednego strzału. Ale mimo tego się nie poddawał. Wciąż
i wciąż stawał na nogi, gotowy spróbować każdy następny strzał. Hillman obserwował reakcję zawodników na
postawę Marka. Widząc ich miny uśmiechnął się lekko. Część z nich już rozumiała.
Inni może jeszcze nie. Ale wszyscy w końcu zrozumieją. Trener był tego pewien...
W następnym rozdziale...
Wyjazd jest przepełniony treningami i najróżniejszymi zajęciami, ale zostało zaledwie parę dni do powrotu do liceum. Trener Hilman ma dla nas jakąś niespodziankę. Ciekawe tylko, co to takiego...
----------------------------------------------------------
Gomen! Wiem, że bardzo dawno mnie nie było. Hmm... Bardzo dawno. Przepraszam. Nie będę się teraz rozpisywać, więc po prostu mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi moją długą nieobecość. Proszę o komentarze i życzę miłego tygodnia :D
PS. Zapraszam Was na stronę na Facebooku gdzie bedą zamieszczane aktualności dotyczące blogów i niekiedy jakieś krótkie fragmenty rozdziałów będących w przygotowaniu - Tigra
Pozdrawiam :)
----------------------------------------------------------
Gomen! Wiem, że bardzo dawno mnie nie było. Hmm... Bardzo dawno. Przepraszam. Nie będę się teraz rozpisywać, więc po prostu mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi moją długą nieobecość. Proszę o komentarze i życzę miłego tygodnia :D
PS. Zapraszam Was na stronę na Facebooku gdzie bedą zamieszczane aktualności dotyczące blogów i niekiedy jakieś krótkie fragmenty rozdziałów będących w przygotowaniu - Tigra
Pozdrawiam :)